Do stolicy przyjeżdżaliśmy w sporym osłabieniu, lecz z bojowym nastawieniem, aby sprawić niespodziankę i pokonać Legię. Mecz pokazał, że nasza drużyna ma ogromny charakter i nie zamierza się poddawać mimo dręczących problemów z kontuzjami.
Pierwsza kwarta pokazała, że nie przyjechaliśmy do Warszawy na wycieczkę. Obie drużyny zaczęły mecz dobrze, na wyróżnienie zasługuje Michał Kolenda, który w pierwszych minutach spotkania "ciągnął" wynik dla legionistów. W Zastalu każdy zawodnik, który był na boisku zostawił po sobie ślad. Zielonogórzanie grali bardzo ładne dla oka akcje, w których to po wymianie podań nasz zawodnik dostawał piłkę pod samym koszem w sytuacji sam na sam. Po 10 minutach Legia wygrywała 23:18.
Podczas drugiej kwarty na boisku mogliśmy zobaczyć Maćka Żmudzkiego i Michała Plutę co oznaczało, że trener Jovanović skorzystał z każdego zawodnika, który pojechał do Warszawy. Legia w pewnym momencie osiągnęła 8-punktowe prowadzenie, które koniec końców było najwyższym w całym spotkaniu. Trzeba również wspomnieć, że zdecydowanie był to mecz Michała Sitnika, który w drugiej kwarcie zdobył 7 punktów i kilkukrotnie był bliski urwania obręczy w hali OSiR Bemowo. Dobrą grą towarzyszył mu Filip Matczak, który jednak szybko złapał trzeci faul i do końca połowy trener Jovanović posadził go na ławce. W drużynie z Warszawy szalał Andrzej Pluta Jr., który trafił w tej kwarcie trzy trójki. Po dwóch kwartach Legia dalej prowadziła, tym razem różnicą 6 punktów.
Na drugą połowę zastalowcy wyszli z ogromną energią, lecz to Legia ciągle była na prowadzeniu. Fenomenalny w tej kwarcie był Artur Łabinowicz, który dał drużynie sygnał do odrabiania strat po trafionej trójce z faulem (osobisty niestety został spudłowany). Po tej akcji zbliżyliśmy się do rywala na 4 punkty, później Artur trafił dwa rzuty wolne, a następnie po wsadzie Michała Sitnika na tablicy widniał remis, po 58. Trójka Marcina Woronieckiego wyprowadziła nas na prowadzenie jednym punktem, lecz szybko taką samą akcją odpowiedział Michał Kolenda i na ostatnie 10 minut przystępowaliśmy ze stratą 2 punktów do rywala.
Czwarta kwarta zapowiadała się ekscytująco, w zielonogórskich domach powtarzało się stwierdzenie "oby starczyło im sił!". Cały czas wynik oscylował około remisu, lecz głównie to Legia odskakiwała i my musieliśmy gonić. W naszych barwach punktowali Kołodziej, Nichols czy Matczak. Na minutę i 22 sekundy do końca Ty Nichols trafił lay-up i traciliśmy do legionistów 3 punkty. W samej końcówce piłkę wziął Andrzej Pluta i po serii zwodów trafił trójkę, która zabrała nam nadzieję na zwycięstwo. Ostatecznie drużyna z Warszawy wygrywa 85 do 79.
Szczególne podziękowania dla naszych kibiców, którzy ponownie pojechali za drużyną i wspierali chłopaków przez cały mecz!
Foto: Paweł Kołakowski / Legia Warszawa