We wtorkowy poranek Przemek Zamojski pomiędzy zgrupowaniami kadry 3x3 zameldował się na kilka godzin w Zielonej Górze - wykorzystaliśmy tę okazję do szybkiej rozmowy.
Zaczniemy od historycznego zwycięstwa reprezentacji Polski nad Hiszpanami – ostatnio mieliśmy w polskiej koszykówce dobrą okazję do świętowania, prawda?
Świetna sprawa, wszyscy czekali na takie spektakularne zwycięstwo, a na pewno niewielu było takich, którzy myśleli, że nasza reprezentacja da radę ograć Hiszpanów. Kilka razy byliśmy blisko, najbliżej byliśmy chyba na EuroBaskecie we Francji, ale się nie udało – to na pewno bardzo budujące zwycięstwo dla naszych chłopaków i oby tak dalej.
Złapałem Cię podczas jedynego dnia w Zielonej Górze pomiędzy turniejami 3x3 – co sądzisz o Waszym występie podczas niedawnego United League Europe 3x3 w Sankt Petersburgu?
To był bardzo mocno obsadzony turniej, większość ekip będzie się z nami mierzyć w Indiach. Ulegliśmy w ćwierćfinale drużynie z Litwy, która potem wygrała całość. Analizowaliśmy swoją grę, widzieliśmy że dokonaliśmy trochę za mało zmian, Michael Hicks grał cały mecz, co nie powinno się zdarzyć. Byliśmy do końca w grze, ale kilka celnych rzutów dystansowych nas "zabiło". Mamy nadzieję, że podczas ostatniego, marcowego turnieju w Sankt Petersburgu pokażemy się dużo lepiej niż teraz.
Jeśli chodzi o marzec – wtedy odbywa się pierwszy turniej kwalifikacyjny do Igrzysk Olimpijskich – czy myślisz, że uda Wam się uzyskać awans już w Indiach?
Myślę, że damy radę. Skład reprezentacji nie jest jeszcze do końca ukształtowany, każdy mocno bije się o prawo występu w turnieju kwalifikacyjnym w Indiach. Testujemy różne ustawienia i taktykę. Do trzeciego turnieju w Sankt Petersburgu powinniśmy mieć wybrany optymalny skład, który będzie bił się w Indiach o awans.
Chwila prywaty. Zostawmy z boku koszykówkę – czy wiemy jak przez miesiąc bez głowy rodziny poradzi sobie, jak sam to określasz, „Zamix Gang” w postaci żony i gromadki dzieciaków? O ile koszykówka jest sportem, w którym należy pogodzić się z częstymi wyjazdami, o tyle prawie miesięczne rozłąki nie są czymś codziennym.
Dla rodziny to będzie na pewno ciężka sytuacja, ale jestem pewien, że moja żona zaopiekuje się moją gromadką najlepiej jak potrafi. Ja ze swojej strony mogę obiecać, że zostawię całe serce i wszystkie siły na parkiecie, żeby wrócić do rodziny i klubu już w marcu. Wszyscy chcemy, żeby ta rozłąka trwała jak najkrócej.
W najbliższy czwartek pierwszy mecz bez Twojej obecności w składzie. Jak oceniasz szanse naszej drużyny w starciu z Anwilem Włocławek?
Mam nadzieję, że chłopaki sobie poradzą. To będzie mecz z dużym "smaczkiem". Ja nie będę mógł wystąpić, ale Anwil też nie wystąpi w pełnym składzie. Trudne warunki, świetna atmosfera jak zawsze we Włocławku sprawią, że to będzie bardzo ekscytujący mecz. Jestem całym sercem z chłopakami i mam nadzieję, że przywiozą do Zielonej Góry dwa duże punkty.
Kilka dni temu spotkało Cię duże wyróżnienie, czwarte miejsce w plebiscycie Gazety Lubuskiej na najlepszego sportowca województwa lubuskiego. Co czuje w takiej chwili sportowiec?
Ta nagroda jest dowodem na to, że jestem doceniany w Zielonej Górze. Dzięki takim chwilom nabieram dodatkowej motywacji, a „kop energetyczny” spowodowany przez właśnie takie nagrody powoduje, że chce się pracować jeszcze więcej i jeszcze ciężej.
Podłączając się do tematu lokalnego plebiscytu – czy jako człowiek z zewnątrz czujesz się już pełnoprawnym zielonogórzaninem?
Czuję się bardzo zadomowiony. To mój siódmy rok w Zielonej Górze, nie wyobrażam sobie, by grać gdziekolwiek indziej. Wiele sukcesów, świetnych momentów, wspomnień, czasami też porażek, ale zdecydowanie więcej tych pozytywnych emocji, które „uderzają” w serce i powodują, że człowiek przywiązuje się do klubu i miasta. Jestem tu zadomowiony, moja rodzina się tu świetnie czuje i mam nadzieję, że ta współpraca będzie trwała bardzo długo.