Wracający do naszej drużyny Quinton Hosley sprawił, że w głowie autora tekstu pojawiła się niedająca mu spokoju myśl “Który to już zagraniczny powrót w nowożytnej epoce naszej drużyny?”.
Przewertowałem archiwa i już spieszę z odpowiedzią. Postanowiłem też każdemu z tych powrotów wydać ocenę, bo przecież na końcu dnia liczy się coś więcej niż indywidualne statystyki. Chętnie poznam wasze zdanie. Zachęcam do dyskusji.
1. Powrót Ganiego Lawala
W 2011 roku NBA dotknął lockout, czyli strajk zawodników domagających się większych płac. Na rynku transferowym pojawiło się kilka nazwisk graczy, którzy chcieli przeczekać burzliwy okres i trochę dorobić w Europie.
W taki sposób do Zielonej Góry trafił Gani Lawal (wybrany z numerem 46. w 2010 roku przez Phoenix Suns).
W Zielonej Górze od razu stał się gwiazdą pierwszego kalibru. Na obwodzie szalał Walter Hodge, pod koszem rywali upychał Gani Lawal. Był jakby przeniesiony żywcem z nieistniejącego już Forum Basketa, gdzie kilkunastu koszykarskich świrów dyskutowało z pasją o zawodnikach naszej rodzimej ekstraklasy. Gani był tym mitycznym amerykańskim zwierzem pod kosz, który będzie skakał wysoko na zbiórce a większość akcji kończył z góry.
“Pierwszy Gani” był jedną z transferowych perełek ówczesnego Zastalu Zielona Góra. Po 10 meczach wrócił do Suns, gdzie jednak szybko rozwiązano z nim kontrakt. Zapisał się w historii ze statystykami 16.5 punktów, 11.7 zbiórek i 1.4 bloku. Bez grzebania w archiwach można spokojnie odpowiedzieć: drugiego podkoszowego z takimi numerami u nas nie było!
Jeśli chcielibyśmy się zabawić w konstruktorów najlepszej piątki zielonogórskiej drużyny w ostatnich 20 latach, ja osobiście umieściłbym tam “Pierwszego Ganiego”. W jego miejsce przyjechał inny ciekawy Amerykanin, choć nie tak skoczny, Kirk Archibeque [grał później w Rosie Radom i jeszcze sezon temu w Turowie Zgorzelec - przyp. red.]
Gani podpisał niegwarantowany kontrakt z San Antonio Spurs, następnie został zwolniony i znalazł zatrudnienie w zespole Latających Tygrysów. Jeszcze w listopadzie 2011 r. kurier przywiózł do klubu wielką paczkę. Lawal miał umowę sprzętową z Adidasem i przesłał swoim kolegom po parze zielono-białych butów.
- Fajny gość z tego Ganiego - wspominaliśmy go jako kibice, choć ta przygoda trwała krótko.
Dłuższą chwilę po odejściu podkoszowego w klubie nastąpiło małe trzęsienie ziemi. Szkoleniowca Tomasza Jankowskiego zastąpił specjalista do gaszenia pożarów Serb Mihailo Uvalin. W lutym 2012 roku okazało się, że Gani Lawal jest zainteresowany powrotem do Zielonej Góry.
- Prowadzimy rozmowy. Nie mogę zdradzić szczegółów, a tym bardziej finansowych. To prawda, że Gani chciałby do nas wrócić, ale za większe pieniądze. Powiem tyle: jesteśmy na dobrej drodze do porozumienia - mówił na łamach “Gazety Lubuskiej” ówczesny prezes klubu Rafał Czarkowski.
Gani wrócił za większą gażę. Klub wypuścił koszulkę z uśmiechniętą twarzą zawodnika i napisem “I’m back!”. Do tej pory mam ją w szafie. “Drugi Gani” nie przypominał jednak “Pierwszego Ganiego”.
- Gani wrócił do nas jakiś inny - taka opinia krążyła wśród sterników klubu. Trener Uvalin kręcił nosem na jego zachowanie.
- Dawał z siebie zaledwie 30 procent możliwości, a to stanowczo za mało. Rozmawialiśmy z nim bardzo długo i to niejeden raz. Niestety, nic to nie dało. Zdaniem Ganiego wszystko było w porządku i tak jak dawniej. A nie było - tłumaczył prezes Rafał Czarkowski.
“Drugi Gani” zagrał trzy mecze i wyleciał. W swojej późniejszej karierze miewał upadki i wzloty. Był w klubach z najwyższej półki: Armanim Mediolan (24 mecze w Eurolidze w sezonie 2014/15) i Panathinaikosie Ateny (5 meczów w Eurolidze).
Ostatnio 31- latek wyraźnie zjechał w dół: występował w trzecioligowym tureckim Karesi Spor, a obecnie jest zawodnikiem klubu ligi japońskiej. Razem z nim gra w zespole dobrze znany w Europie 37-letni D’Or Fisher.
OCENA: Bez Ganiego Lawala, z nielotnym ale skutecznym i tańszym Kirkiem Archibeque'iem, drużyna wywalczyla swój pierwszy medal w ekstraklasie. Przyjście było strzałem w środek tarczy, powrót rozczarowaniem.
2. Powrót Dejana Borovnjaka
Mogliście o tym zapomnieć. Serb dołączył do Stelmetu w sezonie 2012/13 i przywitał się w najlepszym ze sposobów. W pierwszych dwóch meczach rzucił 50 punktów a w rzutach z gry, pomylił się ledwie dwa razy. Zamienił w naszy zespole Adama Łapetę, który powędrował do Anwilu Włocławek. I był to strzał w dziesiątkę. Już z Borovnjakiem w składzie nasz zespół pokonał u siebie Asseco Prokom Gdynia 83:74.
- Przyznaję, zaskoczył nas w niektórych aspektach - mówi po meczu Asseco trener Andrzej Adamek.
- W jakich? - dopytywali po meczu dziennikarze.
- W pewnych aspektach gry w ataku i w pewnych aspektach defensywnych - odpowiadał żartobliwie szkoleniowiec, a salka konferencyjna zanosi się ze śmiechu.
Przed przyjściem do Zielonej Góry Dejan myślał o zakończeniu kariery. Wykryto u niego raka tarczycy, chorobę udało się wyleczyć. Dejan został w składzie i pomógł Stelmetowi w zdobyciu historycznego pierwszego Mistrzostwa Polski. W finałach zielonogórzanie pokonali Turów Zgorzelec 4:0.
Wychowanek Partizana Belgrad powrócił do Zielonej Góry w sezonie 2015/2016. Znowu grał na świetnej skuteczności z gry 63.9%. Wystąpił w 39 meczach ekstraklasy, 8 spotkaniach Euroligi i 10 spotkaniach Eurocupu. Na koniec sezonu znowu cieszył się z Mistrzostwa Polski. Tym razem w Radomiu, gdzie Stelmet skończyl serię przeciwko Rosie Radom. Ależ to była paka!
Co robi teraz Dejan? Od trzech sezonów jest czołową postacią tureckiego Burasporu, który występuje na zapleczu ekstraklasy.
OCENA: Najbardziej zapomniany z powrotów. Borovnjak nie był może postacią pierwszego kalibru w drużynie Filipovskiego, ale robił swoje. Dwa sezony, dwa złota.
3. Powrót Vladimira Dragicevica
To chyba najwybitniejszy indywidualnie gracz naszego klubu, który w ciągu trzech sezonów wywalczył tylko jedno Mistrzostwo Polski. W 2014 roku zielonogórzanie musieli uznać wyższość Turowa, w 2017 pokonali Polski Cukier a sezon temu odpadi w półfinałach z Anwilem Włocławek.
W transfer powrotny mocno zamieszany był dziennikarz Sportowych Faktów Karol Wasiek, który opublikował słynną rozmowę, gdzie Vladimir narzekał na sytuację polityczną w Turcji i otwarcie przyznał "Chciałbym wrócić do Stelmetu". Jak powiedział, tak zrobił. Trudno o lepszego centra w ataku. Jego pick'n'rolle z Łukaszem Koszarkiem stały się znakiem firmowym ostatniego sezonu.
Vladimir Dragicević był także wyróżniajacą się postacią w koszykarskiej Lidze Mistrzów. Złośliwi oczywiście powiedzą, że to co robił w ataku, oddawał w obronie - i tutaj czasem ciężko się spierać. Obecnie jest czołową postacią Niżnego Nowogród. Wczoraj dał popis swoich strzeleckich umiejętności we Frankfurcie, gdzie ze znaną sobie boiskową gracją zdobywał kolejne punkty.
Udostępnij